Że tak zacznę po angielsku. Rok zaczął się dość intensywnie - straciłam część jedynki ale za to zyskałam krwiaka na ręku. No i wspomnienia, tak?
W Sylwestra bawiłam się wraz z grupą znajomych w starej wytwórni wódki "Koneser" (Praga, niedaleko parku Praskiego) na grubej imprezie o wdzięcznym tytule "Bassowy Sylwester". Było w porządku, muzyka jak najbardziej na plus, można było wnieść swój alkohol, oddzielna sala na bansy i oddzielna na wychillowanie, pogadanie i wypicie. Toalety również oceniam pozytywnie, 9/10 na początku, potem niestety było coraz gorzej, ale wiadomo - tak jest na każdej imprezie. Na minus chyba wyłącznie to, że nie było jedzenia - znaczy było, ale za grube miliony. O północy darmowe szampany, te z dwuczłonową nazwą, na S i I, jednym takim oberwałam w zęby (stąd ta utrata kawałka) - oczywiście zupełnie niechcący, od własnego kolegi. Mimo tego, później bawiłam się równie dobrze jak przed 00.00. Koniec końców, w domu byłam o 5 rano. Jestem z siebie dumna, wytrzymałam w obcasach od 17 do 5, ani razu ich nie zdjęłam. Fakt, że są mega wygodne i można w nich biegać, jednak pod koniec nogi odmawiały mi posłuszeństwa i to bynajmniej z powodu alkoholu. To właściwie tyle jeśli chodzi o mój Noworoczny Bal.
Postanowień na Nowy Rok nie mam, moje życie i tak jest wystarczająco zdezorganizowane, po co dokładać sobie jeszcze listę, o której i tak bym zapomniała po miesiącu. Na tym skończę, dorzucę jeszcze kilka zdjęć i w sumie życzę wszystkim aby ten nowy roczek był obfity w sukcesy i takie tam.
|
Ja, z głową buldoga na tle łazienki |
Jakby się ktoś nie domyślił to była to moja sylwestrowa "kreacja".